Zofia Brunka
- Hala Lokalnie
- Hala Płaska, box 119
Tytuł: Sztuka kontrastu
„To ta uśmiechnięta od chleba” – mówili o Zosi koledzy z Zakwasowni w czasach, gdy znali ją tylko z ekobazarków. Teraz mijają się na Hali Płaskiej. Zofia Brunka kiedyś sprzedawała chleb własnego wypieku, dziś prowadzi lokalne delikatesy, które słyną z rzemieślniczych serów. Na Hali od marca 2020 roku.
– Od lat prowadzimy w Orłowie piekarnię Sztuka Chleba. Wystawialiśmy się na targach zdrowej żywności, co sobotę byliśmy w Jadłostajni w Parku Kolibki. Piekarnia rozwijała się, więc pomyśleliśmy, że chcemy mieć punkt stałej sprzedaży. Zaprosiliśmy producentów, których znaliśmy z Jadłostajni, żeby wstawiali do nas swoje produkty. Tak powstała Hala Lokalnie – opowiada Zosia.
Piekarnię i sklep prowadzi wspólnie ze swoim partnerem Kacprem. Zanim wynajęli box na Hali, mieli stoisko w centrum handlowym. Tam nie było tak, jak marzyli – nie mieli wpływu na wystrój, musieli ściśle trzymać się godzin otwarcia galerii, inaczej płacili kary. Brakowało też atmosfery – Zosia lubi pożartować, wymienić ploteczki, pogadać z klientkami i klientami. Znali Halę, bo zawsze przyjeżdżali tu po mięso, ryby, warzywa i owoce. Wiedzieli więc, że panuje tu swojski luz – ludzie rozmawiają ze sobą, a stoiska każdy urządza po swojemu.
Wprowadzili się w 14 marca 2020 roku – w pierwszy weekend pierwszego związanego z pandemią COVID-19 lockdownu. Lockdown sprawił, że przez jakiś czas zamknięte były galerie handlowe. Wkrótce zrezygnowali więc ze sklepu w galerii handlowej. Na dobre rozgościli się na Hali.
W box włożyli mnóstwo serca. Kacper wyremontował kredens po prababce, pomalował go w kaszubskie wzory – jest głównym meblem w niedużej samoobsługowej salce. Znajomi graficy zaprojektowali logo nawiązujące do charakterystycznej bryły Hali Łukowej. Z czasem gdyński artysta Maciej Wichnowski zrobił naścienny szyld – litery układające się w nazwę sklepu namalował na drewnianych modułach wielkości takiej jak kafle, którymi wyłożone są ściany Hali. Halę Lokalnie, choć kameralna, widać z daleka.
Są nowicjuszami – w Hali wielu kupców pracuje od ponad 30 lat, są tacy, którzy dziedziczą stoiska od pokoleń. Niespełna dwa lata to przy tym chwilka. A jednak szybko zjednali klientów. W soboty ustawiają się kolejki, w tygodniu też ciągle ktoś zagląda. Być może mają Halę w genach. – Nie wiedziałam o tym, ale okazało się, że mój pradziadek po wojnie sprzedawał tu mięso. Zamierzam odnaleźć dokumenty, żeby sprawdzić, gdzie, bo może jesteśmy w pobliżu. Tu przecież była hala mięsna – mówi Zosia. W jej rodzinie zresztą wszyscy zajmowali się handlem. Mama w wolnych chwilach piekła chleb, który był towarzyskim przebojem. Zawsze, gdy szli z wizytą, zabierali bochenek, nie było lepszego prezentu. Zosia zaczęła piec na studiach. Weekendowo, żeby sobie dorobić. – To było bardzo przyjemne, że ludzie chcą jeść to, co robię – opowiada.
Po studiach założyła z Kacprem piekarnię. – On wcześniej pływał, ale osiadł na lądzie. Dla kobiety i chleba. Mogę czuć się doceniona – śmieje się. Prowadzenie piekarni poza talentem do pieczenia, logistyką i biznesowymi umiejętnościami, wymaga po prostu siły. Trzeba nosić 25-kilogramowe worki z mąką, wstawać o świcie i być czujnym w nocy – wypiek zaczyna się o północy, jeśli zdarzy się jakaś awaria, trzeba wstać i pojechać sprawdzić, co się dzieje.
Chleb ze Sztuki Chleba popularność zawdzięcza recepturze. Wersja podstawowa to trzy rodzaje mąki – pszenna, żytnia i orkiszowa plus dynia, słonecznik, siemię lniane, otręby i złoty len. Są też wersje z żurawiną lub suszonymi pomidorami. Rośnie za zakwasie żytnim, co wymaga 12 godzin leżakowania w ciszy i względnym cieple. Jest pyszny.
Sądzili, że będzie wizytówką stoiska, tymczasem okazało się, że hitem są sery. Najpierw sprzedawali znane z Jadłostajni, a potem Kacper wkręcił się w to i zaczął wyszukiwać małych producentów. – On zwariował. Często budzę się w nocy, a on przy komputerze szuka serów! – w Zosinej skardze słychać sporo dumy. Bo Kacper wyszukuje rarytasy. Jersey z truflami robiony z mleka pochodzącego od brązowych krów, kozi z kozieradką, alpejski w pieprzu cytrynowym, brie na śmietance, brie z ziołami, jersey w płatkach róż… Nie ma sensu wyliczać więcej, bo lista zmienia się w zależności od sezonu i rezultatów nocnych poszukiwań.
A to nie koniec kulinarnych atrakcji, które czekają u Zosi i Kacpra. Są tu rybne przetwory z Jastarni – paprykarz helski, wątróbki z dorsza, makrelki w zalewie, pasztet z łososia. Są jogurty i masło z Kociewia, miody z kaszubskich pasiek, kimchi i inne kiszonki, rzemieślniczo robiony keczup, całe półki naparów – z pigwy, aronii, rokitnika. Słowem, całe Kaszuby (i okolice!) w jednym miejscu.
Hala Lokalnie jest na Hali juniorką i, jak przystało na młodzież, nie naśladuje starszych, tylko idzie własną drogą. Wystrój, logo, wreszcie asortyment – są zgodne z rosnącymi teraz trendami, ale trochę niespójne z obecną estetyką Hali.
– Mnie Hala zachwyca – mówi Zosia. – Oczywiście, że przydałaby się klimatyzacja i lekkie odświeżenie, ale teraz jest cudownie swojsko. Możemy przyjechać tu z roczną córką i nikomu to nie przeszkadza. Klienci jeszcze potem pytają, jak rośnie. Pod koniec dnia wymieniamy się z innymi kupcami towarem albo sprzedajemy sobie wzajemnie taniej. Mamy tu szewca, cudowne krawcowe, każdego się zna. Bardzo doceniam, że zostaliśmy tu tak miło przyjęci.