Janina Gorzycka-Olkowska | Chleb to podstawa

Janina Gorzycka-Olkowska

 

  • Piekarnia Szydłowski
  • Hala Płaska, box 219

Chleb to podstawa

Piekarnia Szydłowski mieści się tuż przy wejściu do Hali Płaskiej, od strony Rybnej. Chcąc nie chcąc, po prostu trzeba tamtędy przejść. Ale to nie jedyny powód, dla którego sprzedającą chleb panią Jankę znają chyba wszyscy.

Przyjechała do Gdyni w 1989 roku i zatrudniła się w pracowni kołder przy Abrahama. Miała szyć, bo z wykształcenia jest technikiem odzieżowym, ale już po kilku tygodniach szef uznał, że „nadaje się typowo do klienta” i ustawił za ladą. Za różnymi gdyńskimi ladami pracuje ponad 30 lat, na Hali od 2017 roku. Piekarnia należy do wywodzącej się z Gdańska sieci Szydłowski, ale punktem na Hali pani Janka zawiaduje niepodzielnie. – Został stworzony specjalnie dla mnie – mówi.

Na Hali jest sporo piekarni, więc pani Janka wiedziała, że musi się trochę postarać, żeby przyciągnąć klientki i klientów. – Nie można usiąść i czekać, trzeba być otwartym – tłumaczy. Wygląda na osobę, która otwartość ma w naturze. Do każdej kupującej osoby zwraca się z czułością. Z każdym, kto ma na to ochotę, pogawędzi, ale nikomu się nie narzuca. Właściwie cały dzień stoi. – Czasem sobie przysiądę, coś poczytam w internecie, ale wstaję, gdy tylko widzę, że ktoś nadchodzi. Jeśli nawet nie ma zamiaru nic kupić, to mnie po prostu nie wypada siedzieć. Przez szacunek do człowieka – mówi. Trudno się dziwić, że w 2019 roku znalazła się w czołówce plebiscytu „Dziennika Bałtyckiego” na trójmiejskiego sprzedawcę roku.

Pracę zaczyna około szóstej trzydzieści. Wstaje dużo wcześniej, żeby zdążyć pospacerować z psem. Corti rasy cane corso italiano jest duży i bardzo kochany. Pani Janka, gdy znajduje w telefonie jego zdjęcie, mówi: „Tu jesteś mój maluchu”. To maluch z gatunku zajmujących całą kanapę.

O szóstej rano Corti wraca na kanapę, a pani Janka wsiada w auto. Poł godziny później już wymiata okruchy, czyści gabloty na błysk i wstawia świeże pieczywo. Chleb razowy ze słoneczkiem, na miodzie, czysty, duży i mały, chleb firmowy, chleb oliwa, rogale, bułeczki szwedki, drożdżówki, pączki, trochę innych ciastek. O ósmej zjawiają się pierwsi klientki i klienci, zaprzyjaźnieni kupcy przysyłają Messengerem prośby o odłożenie ulubionego pieczywa. Do południa zazwyczaj jest jak w ulu, potem się rozluźnia, następny rzut nadchodzi około 15., gdy ludzie wracają z pracy. Ruch zależy nie tylko od pory dnia, ale też na przykład pogody – jak jest padająco, ludzi jest mniej. – Wiemy na Hali, kiedy są wypłaty i emerytury, bo wtedy się kłębi – zdradza pani Janka. – Osoby, które normalnie biorą mało, potrafią wziąć konkretne ilości.

 

 

 

 

 

 

Wystawa Halo Portrety
Zofia Brunka | Sztuka kontrastu
Halina Sychta | Na klienta trzeba zasłużyć
Janina Gorzycka-Olkowska | Chleb to podstawa
Jadwiga Mielicka, Ewa Jaworska | Gdynianki
Danuta Słowy | W pięknie
Levik Grigorian i Marzena Włodarska | U Pana jest wszystko
Dariusz Sierant | Nie nudzę się
Anna Wodzyńska | Wbrew regułom
Bożena | jak w rodzinie
Człowiek Sroka | Waldemar Pietrzak

Osoby, którym brakuje do pierwszego albo są w jakichś tarapatach, mogą liczyć u pani Janki na małe wsparcie. Podczas naszej rozmowy daje komuś bochenek za darmo. – Ten pan, jak ma pieniądze, to kupuje. A jeśli jest w potrzebie, to daję. Przecież zawsze jest jakiś zwrot, po co miałabym wyrzucać?

Jak w większości stoisk na Hali, tak i tutaj siłą są stali klienci. Niektórzy przyszli za panią Janką – znali ją ze sklepu mięsnego przy Śląskiej, inni polubili dopiero tutaj. Jeśli nie stoi akurat kolejka, chętnie opowiadają swoje historie. – Wszystko wiem. Kto z kim, kto dokąd wyjechał, kto na co choruje – śmieje się pani Janka. – Muszę tylko uważać, żeby niczego nie pomylić.

Szczególnie dobrze musi pamiętać, kto jest z kim, bo to są czasem sprawy delikatne i kto jest, za kim, bo to są sprawy konfliktogenne. Klienci i klientki potrafią się bowiem widowiskowo pokłócić o politykę. – Czasem ktoś mówi, co myśli nie bacząc, że stoi kolejka. A wtedy dzieją się rzeczy przeróżne!

Po 16. ruch na Hali powoli zamiera. Kupcy robią wtedy zakupy u siebie wzajemnie. Pani Janka ma oczywiście ulubione miejsca. Mięso kupuje w boksie naprzeciwko albo po sąsiedzku u Gzeli. Warzywa u państwa Grzybowskich, gdzie – jak twierdzi – kapusta i ogórki są najlepsze na całej Hali, a kto wie, czy nie na całym wybrzeżu. Owoce koleżanka z jednego z pobliskich stoisk kupuje dla wszystkich, więc Janka nie wie, gdzie. Ma nawet zaprzyjaźnione stoisko z bielizną i, jak wiele dziewczyn z Hali, uwielbia urzędujące na dole krawcowe. – Wszystkie potrafimy się porozumieć. Facetów mamy mniej, ale też są fajni – mówi. 

W ogóle na Hali jest, jej zdaniem, fajnie. To i owo poprawiłaby. Toalety mogłyby być lepsze, miło byłoby mniej marznąć w zimie. Ale atmosfery nie zamieniłaby na żadną inną. Najbardziej zachwyca ją, że po latach sprzedawania różnych rzeczy, wreszcie sprzedaje chleb. – Przecież chleb to podstawa, jest najważniejszy ze wszystkiego. Bez niego nie da rady przeżyć – mówi.

Ktoś podchodzi, bierze bochenek, rogale, pączki. Prosi o pokrojenie chleba. Pani Janka przepuszcza przez krajalnicę, ale potem przyznaje: – Zawsze trochę się dziwię, że ludzie wolą, żeby pokroić im chleb w maszynie. Ja uważam, że chleb krojony nie ma duszy.